Drugi sezon „Rodu Smoka” można obecnie oglądać na Max i trzeba przyznać, że to kawał dobrego serialu – pod warunkiem że nie porównujemy go na każdym kroku do „Gry o tron”. Warto dać się wciągnąć, bo to jedno z najlepszych fantasy ostatnich lat – a będzie tylko lepiej!
Wejść w buty „Gry o tron” nie jest łatwo. Kiedy serial pojawił się w 2011 r., chyba nikt nie spodziewał się, że osiągnie on poziom popularności niedostępny dla innych produkcji, wyznaczający trendy i rozpalający wyobraźnię widzów odnośnie tego „co będzie dalej”.
Jeśli spadać, to tylko z wysokiego konia, co twórcy „Gry o tron” wzięli sobie do serca, bo finał serialu (praktycznie cały ósmy sezon) nie tylko rozczarował widzów na całym świecie, a złamał ich serca. Chociaż wszyscy dobrze wiedzieliśmy, dokąd zmierza ta opowieść, to większość kluczowych wątków potraktowano po macoszemu, burząc misternie budowaną przez lata intrygę.
Mimo iż od finału minęło już 5 lat (ostatni odcinek wyemitowano 20 maja 2019 r.), to wciąż nie mogę uwierzyć na jak wielu płaszczyznach zepsuto tę opowieść.
Niektórzy mówią, że to było do przewidzenia, skoro ludziom z HBO w międzyczasie skończył się materiał źródłowy (książki George’a R.R. Martina), a chimeryczny pisarz jakoś nie pali się, by skończyć sagę „Pieśni lodu i ognia”.
Być może w jego wykonaniu finał tej opowieści będzie bardziej złożony emocjonalnie i mniej przewidywalny, ale, by się tego przekonać, musimy poczekać aż skończy dwa zaplanowane tomy: „The Winds of Winter” i „A Dream of Spring”. Z drugiej strony Martin cały czas był konsultantem HBO i żadna modyfikacja scenariusza nie wydarzyła się bez jego zgody.
Nic dziwnego, że gdy w 2022 r. pojawił się „Ród Smoka”, prequel „Gry o tron”, fani wierzyli, że będzie to opowieść nieco inna i nieopierająca się na moralnej dwuznaczności bohaterów. Na początku w „Grze o tron” każda z postaci, nawet postępująca dobrze, była moralnie zepsuta; skalana złem. To odróżniało franczyzę od tradycyjnych opowieści fantasy z odwiecznym starciem Dobra i Zła. Za to też wielu ją pokochało.
Jednak wraz z kolejnymi sezonami, moralność w „Grze o tron” uległa wyraźnemu spolaryzowaniu, a ulubione postaci fanów – Jon Snow czy Arya Stark – nie były zdolne do złych czynów, niezależnie od tego, w jak trudnej sytuacji się by nie znalazły.
Po pełnym pierwszym sezonie i trzech odcinkach drugiego wiem, że „Ród Smoka” podążą własną drogą, dlatego porównywanie go na każdym kroku z „Grą o tron” mija się z celem.
„Ród Smoka” to serial z własną tożsamością
Akcja „Rodu Smoka” rozgrywa się prawie 200 lat przed „Grą o tron” i przedstawia ród Targaryenów w jego najlepszych latach, jako przywódców Westeros i jeźdźców smoków. Jednak rosnący podział między nimi przerodził się w wojnę, która podzieliła rodzinę i królestwo na frakcje.
Widzowie także wybrali stronę konfliktu, opowiadając się po stronie Zielonych i Czarnych, bo w pierwszym sezonie zachowania jednych i drugich były łatwiejsze do oceny. Druga seria „Rodu Smoka” pokazuje, że nikt tu naprawdę nie jest krystalicznie „dobry”, co najwyżej „szary w odcieniu najbliższym bieli”, co nawiązuje do najlepszych czasów „Gry o tron”.
Jest taka scena w pierwszym odcinku drugiego sezonu („Syn za syna”), w której Helaena Targaryen, nowo mianowana królowa Westeros, mówi swojemu mężowi, Aeogonowi, że czuje się nieswojo. Ten, wciąż podekscytowany (nielegalnie) zdobytą władzą, bagatelizuje jej obawy i mówi, że nie ma się czym martwić.
Jasne, jego przyrodnia siostra Rhaenyra zbiera siły, by odzyskać tron, który (słusznie) uważa za swój i ma kilka smoków, których nie zawaha się użyć. Aeogon zapewnia żonę, że może spać spokojnie, bo przecież on też ma smoki. Helaena mówi jednak, że to nie smoków się obawia, a szczurów.
Jest w ten scenie coś symbolicznego i idealnie opisującego „Ród Smoka”, zwłaszcza, że w tym samym odcinku okazuje się, jak ważną rolę odegrają szczury w losach podzielonych rodzin. Twórcy pokazują nam, że prawdziwe zagrożenie jest nie tylko na niebie, gdzie majestatyczne smoki trzepoczą swoimi skórzastymi skrzydłami, ale także na ziemi, gdzie zwykli ludzie odczuwają ciężar sporów królewskich.
To nie znaczy, że w „Rodzie Smoka” ktoś przejmuje się zwykłymi ludźmi, przynajmniej jako jednostkami. Zwłaszcza że serial jest przepełniony postaciami w większości pozbawionymi odrębnych osobowości i… oryginalnych imion. Rhaenyra, Rhaenys, Aemond, Aegon, Daeron, Daemon – momentami wygląda to tak, jakby Martin grał w Scrabble i próbował za wszelką cenę wykorzystać litery, którymi dysponuje.
Wszystkie te postaci mają jednak do odegrania swoją rolę w królewskich roszadach, choć nie wiadomo dokładnie, ile czasu antenowego dostaną bohaterowie drugoplanowi. Na pewno jest przestrzeń na eksplorację dodatkowych wątków, mimo że „Ród Smoka” nie będzie tak długi jak „Gra o tron” i pewnie zamknie się w 4-5 sezonach.
Smoki, szczury i ludzie – „Ród Smoka” w pełni
Skala wydarzeń w „Rodzie Smoka” jest mniejsza niż w „Grze o tron”, ale to wcale nie oznacza, że serial jest mniej spektakularny. Pierwszy sezon podłożył podwaliny pod nadchodzącą wojnę domową i nie zaoferował żadnych epickich bitew, którymi „Gra o tron” była wypełniona. Co prawda znalazło się miejsce na mniejsze potyczki, jak kończący pierwszy sezon pojedynek smoków czy emocjonująca walka dzieci, która kosztowała Aemonda oko, ale na „prawdziwe” starcia przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Będzie krwawo, bo przecież obie strony konfliktu dysponują bronią, która we właściwej „Grze o tron” była deficytowa – smokami – ale nie wiadomo, czy staną one w szranki w tym sezonie, w trzecim (zapowiedziany) czy dopiero w finałowym (czwartym-piątym).
„Ród Smoka”, podobnie zresztą jak „Gra o tron”, to serial bardzo „teatralny”. Dla mniej najważniejsze rzeczy dzieją się nie wtedy, gdy widzimy smoka na ekranie, ale gdy wrogowie, sojusznicy i ludzie pomiędzy nimi knują, spiskują czy po prostu rozmawiają. Każda linia dialogowa „Rodu Smoka” jest na wagę złota, bo nigdy nie wiadomo, kiedy jeden z bohaterów wypowie tekst całkowicie zmieniający wszystko, co wiedzieliśmy do tej pory. Tak zresztą było też w „Grze o tron”, a postaci takie jak Tyrion czy Cersei na zawsze zapisały się w historii kina.
W „Pieśni lodu i ognia” George R. R. Martin stworzył ogromny świat o zróżnicowanych biomach i klimatach, jakich nie spotyka się często w dziełach fantasy/SF. Pierwszy sezon „Rodu Smoka” nie eksplorował zbyt wielu z nich, ponieważ zdecydowana większość scen miała miejsce w Królewskiej Przystani lub na pobliskich wyspach Dragonstone i Driftmark. Przy rzadkich okazjach bohaterowie odwiedzali Harrenhal i Koniec Burzy, które są dwoma głównymi zamkami najbliżej stolicy.
Bohaterowie rozmawiają o bardziej oddalonych miejscach, takich jak Casterly Rock, Oldtown i Dornish Marches, ale widzowie ich nie oglądają. Może w drugim sezonie?
W „Rodzie Smoka” postaciom brakuje różnorodności wizualnej, jaką w „Grze o tron” czuliśmy za każdym razem, gdy akcja przeskakiwała z Wolnych Miast do Królewskiej Przystani, Wnterfell czy Muru. Każdy tu ubiera się tak samo, a zamkowe sale mało różnią się od siebie, do tego stopnia, że czasami można się zgubić, gdzie właściwie jesteśmy. Pod tym względem „teatralność” „Rodu Smoka” mogłaby wyjść nieco ze strefy komfortu, zwłaszcza że potencjał fabularny na to jest.
Nie oszukujmy się, „Ród Smoka” nie będzie nową „Grą o tron”, ale chyba nigdy w zamyśle scenarzystów też nie miał nią być. To po prostu widzowie wyobrazili sobie zbyt wiele. Trzeba pamiętać, że to dopiero pierwszy z obiecywanych spin-offów „Gry o tron”, a uniwersum stworzone przez George’a R. R. Martina ma jeszcze wiele do zaoferowania.
To również warto przeczytać!
- „The Boys” wciąż w formie, ale cieszę się, że ten serial się kończy
- Serialowy „Wiedźmin” skończy się po 5. sezonie. To dobra wiadomość
- O światach równoległych wiesz wszystko? „Mroczna materia” zbije Cię z tropu
- Wszyscy zachwycają się nowym „Awatarem”, a 10 lat temu był lepszy serial
- Pierwszy sezon „Detektywa” ma 10 lat, ale to wciąż arcydzieło. Jak to możliwe?
- Alan Ritchson lepszy niż Tom Cruise. W czym tkwi fenomen serialu „Reacher”?
- „Fundacja”, czyli „Gra o tron” w kosmosie. Wybitny serial SF, którego prawdopodobnie nie oglądasz
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Dodaj komentarz