„Jak wytresować smoka” w wersji live action to emocjonalny powrót do jednej z najbardziej ukochanych animacji ostatnich lat. Choć historia jest dobrze znana, film potrafi zaskoczyć dojrzałością, klimatem i świetnie oddaną relacją między Czkawką a Szczerbatkiem.
Po latach wracam do świata smoków i Wikingów. Widziałem wszystkie części animacji, łącznie z serialem – więc moje oczekiwania? Spore. Choć nie nastawiałem się na rewolucję, liczyłem, że film po prostu „dowiezie”. I dowiózł. Może nawet bardziej, niż myślałem.
- Indiana Jones i Artefakt Przeznaczenia: film, który warto obejrzeć! (Recenzja)
- Jaki będzie nowy James Bond?
Live action „Jak wytresować smoka” to cios w serce… i nostalgia, która działa
Film zabiera nas ponownie na wyspę Berg – miejsce, gdzie Wikingowie toczą codzienną walkę o przetrwanie, a smoki są ich największym zagrożeniem. Poznajemy Czkawkę, który chce spełnić oczekiwania ojca i zostać wojownikiem. Bierze udział w szkoleniu razem z Astrid, Sączysmarkiem, Mieczykiem, Szpadką i Śledzikiem. Ale wszystko się zmienia, kiedy spotyka „jego”. Smoka. To spotkanie ustawia całą historię na nowo.
Nie pamiętam aż tak dobrze animacji klatka po klatce, ale wersja live action praktycznie przenosi fabułę 1:1, tylko z większym ładunkiem emocjonalnym. Na sali było dużo śmiechu, ale jeszcze więcej momentów, które zostają w głowie. Zwłaszcza jeśli – jak ja – masz już swoje lata i patrzysz na relację ojca z synem trochę inaczej.
Wyspa Berg jest piękna, surowa i klimatyczna. Czuć ten ciężar życia wikingów, ich broń, tarcze, łodzie – to wszystko wygląda, jakby ktoś faktycznie zbudował całą osadę tylko po to, żeby pokazać 10 minut filmu. I dobrze. Szczegóły robią robotę. A smoki? Różnorodne, groźne, ale też z duszą.
Film mnie totalnie wciągnął. Nawet wiedząc, co się wydarzy, siedziałem i chłonąłem. Oczywiście nie obyło się bez drobnego zgrzytu – (spoiler!!!) jakim cudem Wikingowie budują katapulty na czarnej, kamiennej wyspie bez ani jednego drzewa? Zarówno tempo, jak i prowadzenie postaci – działa.
Duet Szczerbatek i Czkawka, oraz inni bohaterowie
Ich relacja jest zbudowana przede wszystkim spokojnie i dojrzale. Czkawka to dalej ten sam niezdarny chłopak, ale w wersji live action jego rozwój – zarówno psychiczny, jak i moralny – jest bardziej odczuwalny. A Szczerbatek? Świetnie zanimowany, pełen emocji (pokazuje zazdrość o Czkawkę czy złość, kiedy Astrid dowiaduje się o nim) a przy tym nadal… przerażający, jak na najrzadszego smoka przystało.
Gra aktorska bardzo mnie satysfakcjonowała, a zwłaszcza Czkawki, Astrid (świetna postać drugoplanowa), rewelacyjnie pokazano też Sączysmarka. Niestety, ale moim zdaniem zabrakło na ekranie Mieczyka i Szpadki, zapamiętałem ich jako rodzeństwo, które lubi żartować i często jest bardzo nieogarnięte, tutaj jednak widziałem brak chemii i dialogi jakby z innego filmu.
Po latach znów przeżyłem tę historię na nowo, ale tym razem inaczej, ponieważ z perspektywy dorosłego widza. Lepiej zrozumiałem motyw ojca, który chce „ulepić” syna po swojemu, oraz syna, który w końcu mówi: „Nie, to nie jestem ja”. A do tego Czkawka i Szczerbatek – dwóch outsiderów, którzy się odnaleźli.
Szczególnie zapamiętałem:
- Moment poznania Czkawki i Szczerbatka – ich budowanie przyjaźni
- scenę, w której Stoick odwraca się od syna
- ratunek i poświęcenie Stoicka
Jest wiele mocnych momentów jak na bajkę. Napięcie budowane jest stopniowo, a sam miałem non stop komu kibicować.
Dla kogo jest ten film? Ocena końcowa
Film został stworzony z myślą o dzieciach, o fanach animacji i rodzicach, którzy mogą pokazać coś wartościowego swoim pociechom. Moim jednak zdaniem polecam go przede wszystkim każdemu , kto chce jeszcze raz przeżyć coś, co kiedyś kochał. I nie zawieść się.
Ocena końcowa: 9/10
Jasne, są drobne wpadki. Możliwe, że nostalgia gra tu dużą rolę. Moim zdaniem jednak film jest dowodem, że można stworzyć świetne live action na podstawie czegoś, co już raz zadziałało.
Źródło: opracowanie własne
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.
Dodaj komentarz