Teufel Cinebar 11 w wersji na 2025 rok to sprzęt, który na pierwszy rzut oka może wydawać się klasycznym zestawem 2.1, ale skrywa w sobie kilka niespodzianek. Największą z nich jest wsparcie dla Dolby Atmos – technologii, która do niedawna zarezerwowana była raczej dla droższych systemów kina domowego. Czy mamy tu do czynienia z prawdziwym przełomem w średnim segmencie?
Spis treści
Z dużą ciekawością podszedłem do najnowszej propozycji Teufla. Zwłaszcza że mówimy o firmie, która od lat potrafi łączyć świetne brzmienie z rozsądną wyceną. Cinebar 11 zapowiada się jak idealny kompromis dla tych, którzy nie mają miejsca na pełne kino domowe, ale nie chcą rezygnować z przestrzennego dźwięku, dzięki wsparciu dla Dolby Atmos.
W nowym modelu uwagę zwraca nie tylko obsługa Dolby Atmos, ale także minimalistyczny design oraz bezprzewodowy subwoofer T6, który z łatwością zmieści się nawet w niewielkim salonie. Co więcej, użytkownik dostaje możliwość wyboru między klasyczną czernią a bielą – niby detal, ale pokazuje, że Teufel myśli również o estetyce wnętrz. To sprzęt, który nie krzyczy formą, a robi robotę treścią – pytanie tylko, czy faktycznie gra lepiej niż wygląda?
Zestaw Teufel Cinebar 11 w wersji 2025 wyceniono na 1949,00 zł – to kwota, która może wydawać się atrakcyjna, zwłaszcza w kontekście obecności Dolby Atmos. Soundbar można zamówić bezpośrednio w sklepie internetowym Teufel lub odwiedzić jeden z flagowych salonów producenta. Jeśli ten model rzeczywiście brzmi tak dobrze, jak obiecuje producent, to możemy mieć do czynienia z jednym z lepszych wyborów w tym przedziale cenowym.
Soundbar Teufel CINEBAR 11 Mk4 (2025) – minimalizm formy, maksimum funkcjonalności?
Gdy tylko rozpakowałem Teufel CINEBAR 11 Mk4, uderzyła mnie jedna rzecz: ten sprzęt doskonale wie, dla kogo powstał. Minimalistyczna linia, kompaktowe proporcje (94,8 × 6 × 8,3 cm) i neutralna estetyka to deklaracja projektantów: „Nie chcemy błyszczeć, chcemy się wtopić”. I rzeczywiście – czy wybierzemy wersję czarną, czy białą, CINEBAR 11 niemal natychmiast stapia się z otoczeniem. Przy tym nie traci nic ze swojej elegancji – to zasługa m.in. gustownej metalowej maskownicy w odcieniu grafitowej szarości.
Ale nie dajcie się zwieść wizualnej skromności – wnętrze soundbara skrywa niemałą moc. Mamy tu osiem przetworników (dwa wysokotonowe i sześć średniotonowych), które współpracują ze wzmacniaczem klasy D o mocy 65 W RMS. To nie jest liczba, która robi wrażenie na papierze, ale w praktyce CINEBAR 11 gra wyraźnie powyżej swojej wagi. W średniej wielkości salonie zestaw nie tylko daje radę – on po prostu brzmi bardzo dobrze: czysto, selektywnie, z całkiem niezłym rozciągnięciem w dolnym paśmie. Scena dźwiękowa jest szeroka i klarowna, zwłaszcza jak na sprzęt tej klasy.
Wirtualna obsługa Dolby Atmos to nowość, która z miejsca przykuwa uwagę. Bez fizycznych przetworników kierowanych ku górze, bez odbić od sufitu – zamiast tego zaawansowane przetwarzanie sygnału, które ma symulować efekt dźwięku obiektowego. Brzmi to jak marketing? Może. Ale… działa. Oczywiście – nie osiągniemy efektu znanego z kin domowych z pełnym Atmos na 5.1.2, ale różnica między trybem zwykłym a Atmos jest słyszalna. Jest więcej przestrzeni, więcej kierunkowości, większe wrażenie zanurzenia w dźwięku. I właśnie dlatego uważam ten zabieg za sensowny kompromis – szczególnie w tej cenie.
Dobrze, że Teufel nie zapomniał także o starszym, lecz nadal popularnym standardzie DTS Surround. W wielu soundbarach z tego segmentu brakuje tej funkcji, co bywa irytujące, zwłaszcza przy odtwarzaniu filmów z zewnętrznych nośników. CINEBAR 11 nie ma natomiast wbudowanego Wi-Fi, co z jednej strony może być wadą, ale z drugiej – eliminuje potencjalne problemy z konfiguracją i aktualizacjami. Bluetooth 5.3 z obsługą kodeka AAC wystarcza do wygodnego streamowania muzyki, podcastów czy dźwięku z YouTube. Testowałem go z iPhonem – jakość była więcej niż zadowalająca, a zasięg bez zarzutu.
Na plus zapisuję również obecność klasycznego wyświetlacza VFD – może niezbyt efektownego, ale praktycznego. Przewijane informacje o wejściu, trybie dźwięku czy poziomie głośności są czytelne nawet z większej odległości, a jasność łatwo dostosować z poziomu pilota.
Właśnie – pilot. Tu również czuć konsekwencję i zdrowy rozsądek. Nie ma tu cudów, ale jest wszystko, czego potrzeba: osobne przyciski źródeł, tryby dźwięku, regulacja basów i sopranów, dostęp do menu. Klik jest pewny, układ przycisków logiczny, a błyszczące wykończenie dodaje nieco klasy.
Na samej górze soundbara znajdziemy też przyciski dotykowe – idealne, gdy pilot akurat zawieruszy się pod poduszką. Reakcja jest szybka, a dotyk precyzyjny – nie trzeba klepać ani próbować kilka razy. Te drobne detale sugerują, że projektanci Teufela korzystają z tych produktów, zanim trafią one na rynek.
Tylna część urządzenia to miejsce, gdzie funkcjonalność wygrywa z estetyką – i dobrze. HDMI 2.1 z eARC, AUX-In, wejście optyczne, gniazdo zasilania – wszystko czytelnie rozmieszczone i łatwo dostępne. Duży plus za wsparcie HDR10 i HDCP 2.2/1.4 – dla użytkowników konsol czy odtwarzaczy 4K to dobra wiadomość. A jeśli planujemy montaż ścienny – CINEBAR 11 jest gotowy. Fabryczne otwory i wbudowane dystanse sprawiają, że nie musimy niczego dorabiać ani kupować osobno.
Wreszcie – stabilność. Podczas testów doceniłem gumowane nóżki, które faktycznie „trzymają” sprzęt nawet na gładkiej powierzchni.
Subwoofer Teufel T6 – kompaktowa siła w systemie CINEBAR 11 Mk4
Subwoofer Teufel T6 to zdecydowanie ten typ sprzętu, który nie rzuca się w oczy, ale robi robotę. Kiedy go zobaczyłem, pomyślałem: czy to nie za małe, by zdziałać coś sensownego? – ale wystarczyło kilka minut odsłuchu, by zrozumieć, że tu chodzi o coś więcej niż tylko gabaryty. T6 to przykład niemieckiej szkoły inżynierii, w której efektywność wygrywa z efekciarstwem.
Teufel postawił na konstrukcję downfire – a więc membrana skierowana jest w dół. To rozwiązanie, które bardzo lubię, bo sprzyja rozpraszaniu niskich częstotliwości równomiernie po pomieszczeniu. Dzięki temu T6 nie punktuje basem, tylko go rozlewa – a to ogromna różnica, szczególnie w pomieszczeniach o nieregularnej akustyce. W praktyce oznacza to, że niezależnie od tego, czy ustawimy go przy ścianie, w rogu, czy po prostu pod stolikiem – efekt pozostaje przekonujący.
Przetwornik niskotonowy o średnicy 165 mm wspierany jest wzmacniaczem klasy D, który generuje do 60 W mocy RMS. To nie są liczby, które wyrywają z kapci – ale, co ciekawe, w parze z Cinebarem 11 Mk4 działają zaskakująco dobrze. Poziom integracji między belką a subwooferem jest bardzo dobry – bas nie żyje własnym życiem, tylko logicznie uzupełnia resztę pasma. Nie ma tu buczenia, nie ma przeciągnięć – za to jest sprężystość i kontrola, której nie spodziewałbym się w zestawie za mniej niż 2000 złotych.
Bezprzewodowa komunikacja między soundbarem a T6 działa praktycznie bezbłędnie. W trakcie testów nie doświadczyłem ani jednego przerwania sygnału, a parowanie odbywa się niemal automatycznie, zaraz po uruchomieniu zestawu. T6 można ustawić dosłownie wszędzie – nie trzeba martwić się o przeciąganie kabli, co dla wielu będzie decydującym argumentem.
W praktyce subwoofer pokazuje swoje możliwości nie tylko w filmach, ale również podczas słuchania muzyki. Przestrzenny, dobrze dociążony bas w utworach z Apple Music, Spotify czy TIDAL buduje wrażenie obecności „pełnowymiarowego” zestawu stereo. Teufel T6 nie dusi się przy dynamicznych kawałkach – wręcz przeciwnie, potrafi zagrać miękko i punktowo, jeśli tylko źródło mu na to pozwoli.
Warto też wspomnieć o kulturze pracy. T6 jest nie tylko skuteczny, ale też dyskretny – podczas odsłuchów nie odnotowałem żadnych słyszalnych szumów, buczenia ani efektów mechanicznych. Obudowa pozostaje chłodna, a poziom hałasu własnego wzmacniacza jest praktycznie zerowy. To szczególnie ważne, gdy używamy trybu „Noc”, w którym CINEBAR delikatnie redukuje dynamikę – subwoofer potrafi się wtedy wyciszyć i nie obudzi nikogo w drugim pokoju.
Na koniec kwestia estetyki – choć to zawsze subiektywne, uważam, że Teufel T6 wypada całkiem nieźle. Prosta, czarna bryła z lekko zaokrąglonymi krawędziami i matowym wykończeniem wygląda nowocześnie i nienachalnie. Nie jest to sprzęt, który będzie ozdobą salonu, ale też nie wygląda jak tani plastikowy klocek – idealny kompromis między funkcjonalnością a formą.
Funkcje dźwiękowe Teufel CINEBAR 11 Mk4 – więcej niż się spodziewasz
W najnowszej odsłonie Cinebara 11 – oznaczonej jako Mk4 – Teufel postanowił dopieścić nie tylko obudowę i ergonomię, ale przede wszystkim to, co dla mnie najważniejsze: brzmienie i personalizację. Już po pierwszych godzinach testów jasne było, że ten soundbar nie chce być tylko głośnikiem „do wszystkiego”. On chce być do codziennego odsłuchu – z pełną kontrolą i dopasowaniem do sytuacji.
Pierwszym istotnym dodatkiem są trzy tryby dźwięku, które zmieniają charakterystykę brzmienia: Normalny, Mowa i Noc. Każdy z nich ma swoją rację bytu. W trybie „Normalnym” otrzymujemy pełne pasmo, dynamiczne i szerokie – idealne do filmów i koncertów. „Mowa” to ukłon w stronę serialowych maratonów i wiadomości – głosy są bardziej wyeksponowane, dialogi stają się klarowne nawet przy niskiej głośności. Tryb „Noc” to mój osobisty faworyt – subtelnie przycina bas, niweluje nagłe skoki głośności i idealnie nadaje się do wieczornego oglądania bez ryzyka budzenia domowników.
Kolejnym plusem Mk4 jest manualna regulacja basów i sopranów. To coś, co nie zawsze znajdziemy nawet w droższych zestawach. Zaskoczyło mnie, jak precyzyjnie można dopasować balans tonalny do własnych preferencji – nie tylko w odniesieniu do materiału źródłowego, ale i akustyki pomieszczenia. Mój salon jest raczej otwarty, z wysokim sufitem, więc niektóre soundbary potrafią tam „gubić” szczegóły. Tutaj wystarczyło lekko podbić soprany i zejść z basu, żeby uzyskać selektywny, klarowny dźwięk bez dudnienia.
Nowością na pokładzie CINEBARa 11 Mk4 jest wirtualna implementacja Dolby Atmos, która – co istotne – nie wymaga żadnych głośników sufitowych czy dedykowanych odbijających przetworników. Teufel postawił na przetwarzanie sygnału za pomocą zaawansowanego DSP, czyli cyfrowego modelowania przestrzeni. I choć nie uzyskamy tu efektu „helikoptera nad głową”, to przestrzenność i kierunkowość dźwięku jest naprawdę przekonująca – szczególnie w materiałach Atmos z Netflixa czy Disney+. Na potrzeby średniej wielkości salonów to rozwiązanie więcej niż wystarczające.
Oprócz Atmos mamy też wsparcie dla DTS Surround, co uważam za bardzo dobry ruch. W czasach, gdy coraz więcej płyt Blu-ray i telewizji kablowej nadal korzysta z DTS, jego brak byłby bolesną stratą. A tak – niezależnie od formatu źródłowego, CINEBAR 11 Mk4 potrafi sobie z nim poradzić i przetworzyć dźwięk w taki sposób, by efekt był jak najbardziej immersyjny.
Za przetwarzanie odpowiada nowa wersja wewnętrznego procesora DSP, który, jak zauważyłem, działa szybciej i z większą płynnością niż w poprzednich generacjach. Zmiany ustawień dźwięku następują natychmiast – bez zacięć, opóźnień czy irytujących kliknięć. To ważne w trakcie odsłuchów o zmiennym charakterze – np. gdy przechodzimy od cichej sceny dialogowej do dynamicznej sekwencji akcji. CINEBAR reaguje na zmiany bez szarpnięć.
Nie sposób nie wspomnieć też o dynamicznym poziomowaniu głośności, które w moich testach działało naprawdę skutecznie. Kiedy oglądałem film z dynamicznym miksem, urządzenie z powodzeniem redukowało ekstremalne różnice w głośności między scenami – bez konieczności ciągłego sięgania po pilota. Dla mnie to sygnał, że CINEBAR 11 Mk4 nie tylko dobrze gra, ale również „rozumie” użytkownika.
Brzmienie CINEBAR 11 Mk4 – Teufel gra z zaskoczenia
Nieczęsto zdarza mi się testować soundbar w okolicach 2000 złotych i łapać się na tym, że wracam do jego dźwięku nie z obowiązku, a z przyjemności. Teufel CINEBAR 11 Mk4 to sprzęt, który – mimo swojej ceny i pozornie „lekkiej” konstrukcji – gra jakby miał do dyspozycji większy budżet i więcej przetworników. Klucz leży w dopracowanym balansie tonalnym, dobrej scenie stereo i subtelnej pracy DSP.
Na początek filmy – moje standardowe testy to m.in. „Helikopter w Ogniu”, 9 рота” i „Spider-Man (2002)”. CINEBAR 11 Mk4 w trybie normalnym zaskakuje szerokością sceny. Choć nie mamy tu fizycznych kanałów bocznych, to scena rozciąga się poza krawędzie samego soundbara. Dźwięki poruszają się swobodnie, a efekty ambientowe – jak krople deszczu, echo w tunelu czy wirujące śmigła – zyskują na realizmie. Dolby Atmos, choć wirtualny, dodaje głębi i trójwymiarowości, która czyni oglądanie bardziej immersyjnym.
Dialogi? Klarowne, wyraźne, bez przykrego sykliwego akcentu, który psuje radość oglądania. Nawet bez włączania trybu „Mowa” postaci wypowiadają się z naturalnym tembrem, nie ginąc w miksie muzyki i efektów. Tryb „Mowa” działa jak lupa na średnicę – dobrze sprawdza się w produkcjach dokumentalnych i telewizyjnych, gdzie istotna jest wyrazistość narratora.
W scenach akcji – wybuchy, pościgi, przeloty helikopterów – CINEBAR 11 Mk4 pokazuje pazur. Tu pojawia się rola subwoofera T6: bas jest głęboki, sprężysty i dobrze kontrolowany. Nie ma mowy o buczeniu czy przytłaczaniu reszty pasma. Przeciwnie – to niskie tony z charakterem, które dodają napięcia bez przesady. W moim 35-metrowym salonie nie czułem potrzeby sięgania po większy subwoofer.
Muzyka to kolejna mocna strona CINEBARa. Oczywiście, to nie system stereo z rozdzielnymi kolumnami, ale przy odpowiednich ustawieniach można się naprawdę zaskoczyć. W Lily was here” Davida Stewarta z saksofonistką Candy Dulfer słychać przestrzeń, w której instrumenty żyją obok siebie, a nie na sobie. Saksofon jest wyraźny, perkusja ma odpowiedni blask, a całość oddycha. Jazz i klasyka mają odpowiednią dynamikę i naturalność.
Z kolei przy nowoczesnych nagraniach – CINEBAR 11 Mk4 pokazuje, że potrafi być przebojowy. Bas pracuje elastycznie, bez zadyszki. Wokal nie ginie, a detaliczność góry pasma zaskakuje. Wystarczyło lekkie podbicie sopranów, by usłyszeć smaczki, które zwykle gubią się w płaskim miksie. A wszystko to bez zniekształceń nawet przy wyższych poziomach głośności.
Bluetooth 5.3 z obsługą AAC robi swoje – przesyłanie muzyki z iPhone’a nie sprawiało żadnych trudności, a jakość dźwięku z Apple Music była wystarczająco dobra, by słuchać. Nie zastąpi to oczywiście odtwarzacza CD czy streamera audio z wyjściem optycznym, ale do codziennego odsłuchu – jak najbardziej. Dodatkowo, niska latencja sprawia, że CINEBAR nadaje się również do oglądania teledysków bez efektu rozjeżdżających się ust.
To, co naprawdę zasługuje na uznanie, to kompozycja całości – CINEBAR 11 Mk4 nie męczy. Można go słuchać godzinami bez uczucia przytłoczenia czy znużenia. Charakter brzmienia jest raczej neutralny z lekkim ciepłem w średnicy i precyzyjnie zarysowanymi skrajami pasma. To soundbar, który nie próbuje zrobić wrażenia przez przesadę – jego siła tkwi w kulturze grania.
Reasumując – CINEBAR 11 Mk4 nie próbuje udawać kina domowego klasy premium, ale to właśnie jego uczciwość i konsekwencja w brzmieniu sprawiają, że łatwo go polubić. Filmy zyskują dynamikę i przestrzeń, muzyka ma zaskakującą fakturę, a całość daje poczucie obcowania z produktem dopracowanym.
Czy warto kupić Teufel CINEBAR 11 Mk4?
Po kilku tygodniach użytkowania CINEBAR 11 Mk4 mogę śmiało powiedzieć: to sprzęt, który zaskakuje więcej niż raz. Najpierw kompaktową formą, potem jakością dźwięku, a na końcu tym, jak dobrze spina wszystkie swoje elementy w spójną, dobrze przemyślaną całość. Teufel po raz kolejny udowadnia, że zna się na akustyce i potrafi ją ubrać w estetyczną, nowoczesną formę.
Największym atutem CINEBAR 11 jest jego uniwersalność. To soundbar, który odnajdzie się zarówno podczas wieczoru z Netfliksem, jak i niedzielnego odsłuchu ulubionego albumu. Obsługa Dolby Atmos (choć wirtualna) faktycznie wnosi nowy wymiar do przestrzeni dźwiękowej, a bezprzewodowy subwoofer T6 świetnie uzupełnia brzmienie bez zbędnych kabli i kompromisów przestrzennych. System ten po prostu działa.
W porównaniu do innych soundbarów do 2000 złotych, CINEBAR 11 Mk4 wypada bardzo korzystnie. JBL Bar 500 oferuje podobne wirtualne przetwarzanie Dolby Atmos, ale jego brzmienie jest bardziej agresywne i mniej naturalne. Z kolei Samsung HW-B650 to świetna propozycja z mocnym basem, ale mniej przejrzystą sceną, choć w niższej cenie. Teufel natomiast wyróżnia się zbalansowanym dźwiękiem, lepszym wykonaniem i czytelniejszym interfejsem użytkownika – co w codziennym użytkowaniu robi sporą różnicę.
Czy są rzeczy, które chciałbym zobaczyć w przyszłych edycjach? Na pewno integrację z siecią Wi-Fi oraz wsparcie dla platform streamingowych bezpośrednio z poziomu urządzenia. Być może także lepsze wyeksponowanie kanału centralnego dla jeszcze bardziej klarownych dialogów. Ale nawet bez tych dodatków, CINEBAR 11 Mk4 spełnia swoje zadanie.
Jeśli więc szukasz soundbara z subwooferem, który nie tylko dobrze brzmi, ale też dobrze wygląda, jest łatwy w konfiguracji i oferuje kawał solidnego dźwięku kinowego – CINEBAR 11 Mk4 zdecydowanie zasługuje na uwagę. To nie jest sprzęt, który krzyczy. To sprzęt, który gra – dojrzale, świadomie i z wyczuciem. I w tym właśnie tkwi jego siła.
ZALETY
|
WADY
|
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.
Dodaj komentarz