Ten moment musiał nadejść. Zbliża się finał serii „Mission: Impossible”, jaką znamy, a ósma odsłona wydaje się być idealnym momentem, by pożegnać Ethana Hunta.
Ethan Hunt od prawie trzech dekad przekracza granice ludzkiej wytrzymałości. Biegał po wieżowcach, zwisał nad przepaściami i pilotował helikoptery w sytuacjach, w których każdy inny człowiek dawno by się poddał.
Najnowszy film – „Mission: Impossible – The Final Reckoning” – prowokuje jednak jedno zasadnicze pytanie: czy to jego ostatnia misja? A jeśli tak, to czy pożegna się z widzami w najdramatyczniejszy możliwy sposób – poprzez śmierć?
Wszystko prowadzi do tego momentu
Podczas tegorocznego Super Bowl zaprezentowano nowy zwiastun „The Final Reckoning”, który jest „pigułką” tego, co mogliśmy oglądać już od jakiegoś czasu. Jego wydźwięk, podobnie jak wcześniej, jest patetyczny i przygotowuje nas na to, że to nie jest kolejna rutynowa misja IMF, a… pożegnanie? Ethan skacze z jednego samolotu na drugi w powietrzu, nurkuje pod lodem, a w tle rozbrzmiewają słowa: „Wszystko, czym jesteś, wszystko, co zrobiłeś, prowadzi do tego momentu”.
To niemal jak zapowiedź ostatecznego rozrachunku z przeszłością i domknięcia wieloletniej historii. Gdyby kiedykolwiek miał nadejść koniec Ethana Hunta, to teraz wydaje się do tego idealny moment.
Tom Cruise od zawsze uchodzi za mistrza autopromocji i tajemnicy. Zapytany podczas niedawnego wywiadu dla Empire Magazine o to, czy to rzeczywiście koniec Ethana Hunta, odpowiedział wymijająco: „To trudne do omówienia w tym momencie, ponieważ naprawdę trzeba doświadczyć filmu”.
Brzmi znajomo? Cruise już wcześniej unikał jednoznacznych deklaracji na temat przyszłości serii, jednak faktem jest, że „The Final Reckoning” od początku promowany jest jako finałowa odsłona tej historii. Czy jednak finał oznacza śmierć bohatera, czy tylko przejście na (niekoniecznie zasłużoną) emeryturę?
Reżyser Christopher McQuarrie również nie daje jednoznacznej odpowiedzi, mówiąc jedynie, że film to „satysfakcjonujące zakończenie 30-letniego wątku fabularnego”. Ale to jeszcze nie oznacza końca całej franczyzy. Wręcz przeciwnie – plotki o możliwych spin-offach krążą od dawna. Pytanie tylko, czy bez Toma Cruise’a da się pociągnąć dalej tę franczyzę?
Gdyby zamiast niego na ekranie popisy dawali Alan Ritchson lub Aaron Taylor-Johnson nadal czulibyśmy skok adrenaliny za każdym razem, gdy nowa odsłona wchodzi do kin? Czy Tom Cruise jest synonimem i – w pewnym stopniu – ciężarem całej serii? To pytania bez odpowiedzi, ale coś czuję, że przyszłe pokolenia będą znały filmy spod znaku „Mission: Impossible”, chociaż już bez Ethana Hunta.
Jak zakończy się historia Ethana Hunta?
Fani „Mission: Impossible” mają wiele teorii na temat zakończenia serii. Wśród najczęściej przewidywanych scenariuszy pojawiają się trzy główne opcje. Nie są one szczególnie odkrywcze, ale warto zastanowić się, która jest najbardziej prawdopodobna.
- Bohaterska śmierć Ethana Hunta
Może być ona kulminacyjnym momentem jego kariery – poświęci się dla zespołu lub dla wyższego dobra. Wiele franczyz filmowych kończyło się w ten sposób, np. Tony Stark w „Avengers: Endgame”. Byłoby to spektakularne, ale czy faktycznie pasowałoby do stylu „Mission: Impossible”?
- Symboliczne odejście na emeryturę
Ethan może przeżyć, ale odejść z czynnej służby, przekazując pałeczkę młodszemu pokoleniu agentów. W ten sposób studio mogłoby kontynuować serię bez Cruise’a w roli głównej, a jednocześnie pozostawić furtkę na jego ewentualny powrót. Taka opcja też raczej nie pasuje do serii „Mission: Impossible”, bo w zamyśle jest zbyt „statyczna”.
- Fałszywa śmierć i życie w ukryciu
Hunt znika, cały świat myśli, że nie żyje, a on w rzeczywistości układa sobie życie gdzieś w cieniu. Szczęśliwy i spokojny z Ilsą Faust, która jednak nie umarła. Wiemy, że filmy już nie takie powroty widziały, więc kto wie? Scenariusz z Huntem pozorującym własną śmierć pozwala na zachowanie zarówno dramatyzmu, jak i nadziei na ewentualne przyszłe powroty. Wydaje się być najbardziej w klimacie całej serii, bo przecież i fałszywe tożsamości występują tu praktycznie od pierwszej części.
Czy to najlepszy moment na zakończenie serii?
Seria „Mission: Impossible” utrzymuje niesamowicie wysoki poziom nawet po tylu latach. Cruise wciąż rzuca sobie wyzwania i wykonuje kaskaderskie sceny, których nie podjęliby się nawet młodsi aktorzy. Jednak nie oszukujmy się – lat przybywa, a każda kolejna część jest coraz większym testem granic ludzkiej wytrzymałości.
Zakończenie historii Ethana Hunta teraz, w momencie, gdy franczyza jest u szczytu popularności, może być najlepszym rozwiązaniem. Uniknie się ryzyka przesytu i zmęczenia materiału, a sama postać odejdzie w chwale, zamiast stopniowo tracić na wartości.
Bez względu na to, jak zakończy się „The Final Reckoning”, jedno jest pewne: Ethan Hunt nie jest tylko bohaterem filmowym – stał się symbolem granic, które można przekraczać, i misji, które tylko pozornie są niemożliwe.
To postać, która nauczyła nas, że determinacja potrafi pokonać każdy strach, że niemożliwe to tylko kwestia perspektywy, a adrenalina jest najlepszym paliwem dla człowieka, który nie uznaje słowa „poddać się”.
Ale Ethan Hunt nie zniknie. On po prostu zostawi nas w oszołomieniu, patrzących za nim, kiedy biegnie dalej – nawet jeśli już go nie widać…
To również warto przeczytać!
- W cieniu Uwe Bolla. Czy naprawdę tak ciężko zrobić adaptację gry wideo?
- „Siedem” to thriller doskonały. Czy John Doe miał rację?
- Biegaj Tom nawet do setki, ale czasu nie oszukasz. Koniec serii „Mission: Impossible”
- Studio A24. Każda produkcja to złoto?
- Ostatni krzyk Koloseum. „Gladiator 2” w cieniu oryginału
- „The Boys” wciąż w formie, ale cieszę się, że ten serial się kończy
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Dodaj komentarz